czyli VI Międzynarodowy Zlot Pojazdów Zabytkowych jest już za nami.
Straty: 200 metrów od domu odpadała nam wycieraczka, na szczęście od strony pasażera.
Przed tablicą koniec Wrocławia odpadło coś – jeszcze nie zidentyfikowaliśmy co.
Na miejscu okazało się, że pękło nadkole.
Po zakupach w Czechach na parkingu przed sklepem auto już nie odpaliło – chyba padł rozrusznik i od tej pory odpalaliśmy na pych.
Zyski: wspaniałe wrażenia, puchar
Ruszyliśmy w ulewnym deszczu ale dość szybko udało nam się z niego wyjechać i w towarzystwie ciężkich burzowych chmur dojechaliśmy do Zabełkowa. Byliśmy 10 załogą, auta zaczęły się dopiero zjeżdżać.
Parząc po numerach startowych było coś koło 150 pojazdów (z motocyklami). Dla mnie bezapelacyjnymi gwiazdami zlotu były dwie Skody i Star (który otrzymał nagrodę specjalną). Auta były fenomenalnie odnowione i wyglądały lepiej niż po zjeździe z linii produkcyjnej.
W myśl zasady dla każdego coś miłego, można było podziwiać perełki klasycznej motoryzacji i wersje tuningowe – nieco bardziej kontrowersyjne. Cieszyłam się z przyjazdu Messerschmitta KR 200, któremu mogłam się przyjrzeć z bliska.
Pierwszego dnia po rejestracji w dwóch grupach pojechaliśmy do wioski indiańskiej na „testy sprawnościowe”.
Było 5 konkurencji i ekstremalny „Indianin” w przepasce biodrowej mówiący po śląsku…
W drodze powrotnej motocykliści pomylili drogę, zwiedziliśmy malowniczy kościółek i wymieniliśmy drogowe uprzejmości z Lambo. Na miejscu czekał na nas pyszny obiadek i dysputy motoryzacyjne. Wieczorem nie doczekaliśmy koncertu, bo jak na gwiazdę przystało występ był spóźniony ponad 45 minut. Nocowaliśmy w Starej Pekarni, która nie powalała ale na jedną noc wystarczyła.
Rano po spacerze zameldowaliśmy się na boisku i znów byliśmy jednymi z pierwszych. Przedpołudnie minęło nam na graniu w kometkę ;), zmaganiach sprawnościowych i odcinaniu kolejnych kuponów żywnościowych: śniadanie – pyszna ? nie pamiętam jak się nazywała jajecznica, kołacz z kawą i niedzielny obiadek – schabowy.
Ulewa pokrzyżowała plany parady, my pojechaliśmy do Czech na drobne zakupy, gdzie auto odmówiło posłuszeństwa.
Wróciliśmy na boisko na wręczanie nagród i po pamiątkowym zdjęciu pojechaliśmy do domu – odpalając pchani przez ekipę Seniora.