Klagerfurt

Rano pakowanie i w drogę. W nocy jak na złość nie padało ale i tak byłam zadowolona z trwałych ścian. O 12 w nocy wpadałam na pomysł w jaki sposób możemy złączyć łóżka w tak małym pomieszczeniu i po tej skomplikowanej operacji spaliśmy jak aniołki.

Po 260 km byliśmy na miejscu. Jezioro prezentowało się mniej spektakularnie niż Garda ale i tak było pięknie. Po obowiązkowych procedurach na kempingu, zorganizowaniu naszego majdanu poszliśmy eleganckim szlakiem pieszo-rowerowym do miasta. A tu szok – trafiliśmy na jakieś święto i centrum było jak wymarłe. Nie mogliśmy nic zjeść bo restauracje były zamknięte, działały tylko kawiarnie. W końcu udało nam się znaleźć otwartego kebaba z niezawodnymi Turkami.

Jak wracaliśmy na kemping zaczęło się chmurzyć i znacznie się ochłodziło, już na miejscu rozpętała się niezła wichura, wieczorem oczywiście padało. Noc była piekielnie zimna i tylko dwa zimowe śpiwory ratowały nas przed zimnem.