Wenecja – Fusina

Rano rozważaliśmy dwie opcje: zostać czy jechać do Wenecji. Było pochmurnie ale zapowiadało się że wiatr przewieje chmury. Poszliśmy na spacer wzdłuż plaży i podjęliśmy decyzję – jedziemy!
W drodze do Wenecji towarzyszyły nam tornada i ulewne deszcze.


Dojechaliśmy, w mżawce meldowaliśmy się na kempingu i pani recepcjonistka ulitowała się nad nami informując, że domek jest tylko 3 euro droższy od pola namiotowego. Bez wahania zdecydowaliśmy się na domek, zresztą kemping i tak był najdroższy z odwiedzanych, więc co za różnica.

Zadowoleni wszystkie graty przenieśliśmy do domku, nie wiem jak to wszystko pomieściliśmy w aucie i w namiocie. Szału nie było – dwa łóżka, szafka ale byliśmy zadowoleni, że nie musimy rozbijać namiotu, pompować materaca i odbywać całej reszty ceremoniału.
Kupiliśmy bilety na statek do Wenecji, potem biegiem na przystań, bo zostało nam niecałe 10 minut. W deszczu odpływaliśmy ale im bliżej byliśmy Wenecji tym niebo robiło się bardziej niebieskie. Na ląd wyszliśmy w upale i pełnym Słońcu.

Okazało się, że odbywają się zawody kajakowe, ludzi były całe masy. Z trudem przebijaliśmy się wąskimi uliczkami o Ponte Rialto i placu Św. Marka nie wspomnę. Zresztą czar wenecjański z licealnych lat prysł, teraz zamiast magicznego miasta w wodzie widziałam tylko wszechobecną komerchę. Nawet sjesty tu nie mieli! Wszystko jedna chinszczyzna, śmierdzące kanały i święta zasada, że od frontu świeci a na zapleczu syf. Gondola kosztowała 80 euro i moje marzenie w tej kwestii pozostało niezaspokojone, zresztą już je skreśliłam z listy, bo przestało być romantyczne. Uległam jedynie pokusie makaronikowej i niestety zaraziłam nałogiem Maćka.

W reprezentacyjnej ulicy mieszczą się ekskluzywne sklepy odwiedzane w większości przez Azjatów. Na tyłach obskurne, walące się kamienice, wszechobecny brud i smród.

Wieczorem styrani wróciliśmy na kemping, okazało się że z nami płynęła większość zawodników regat. Do tego wszyscy kierowaliśmy się na kemping! Nawet w drugiej połówce naszego domku mieszkali kajakarze. Stąd taki był tłum na kempingu.