Rano w ulewie zwinęliśmy namiot i pojechaliśmy na IMMa. Droga była koszmarna, co chwile nad nami przechodziła ulewa. Do tego około 110 km od celu zaświeciła się kontrolka od oleju. Po dolaniu 1 lita po 20 km znów się zaświeciła. Zdenerwowani stanęliśmy na stacji benzynowej. Sprawdzaliśmy potencjalne miejsca „ucieczki” oleju. Maciek miał czarne wizje, w końcu zadzwonił do Adama i po konsultacji z nim trochę się uspokoił. Kupił kolejne 3 litry. Wściekli, myśleliśmy, że nasz wyjazd właśnie się zakończył. Po wlaniu 1,5 litra ruszyliśmy, ja zamiast patrzeć na drogę wgapiałam się w kontrolkę – czy się zaświeci. Do tego ostatnie 90 km okazało się serpentynami pod górę, a na szczytach panowała gęsta mgła i nic nie było widać. Było ciężko ale dojechaliśmy, kontrolka więcej się nie zaświeciła.