Moim celem jest misja uświadamiająca, czym jest Clubi. Chciałabym, żeby użytkownicy MINI wiedzieli o protoplaście swojego samochodu, byli tego świadomi, kojarzyli nazwę Clubman z długim nosem i wiedzieli, że to mini, ale to tylko świąteczno – noworoczne życzenia. Cieszę się bardzo, że nasz rodzynek został bohaterem miesiąca i brązowieje na okładce, bo chociaż Automobilistę czytają fani zabytkowej motoryzacji to w pewnym sensie trafi także do szerszego grona odbiorców.
Kolega był świadkiem takiej oto konwersacji w saloniku prasowym.
Dziecko: o zobacz mini w gazecie.
Rodzic: no co ty, jakieś dziwne. Zostaw to! Chodź!
Musze przyznać, że dzieci mają zadziwiający zmysł i widząc Clubiego intuicyjnie wiedzą, że jest to Mini. Może wielkość ma tu znaczenie? W każdym, bądź razie dorośli zachodzą w głowę co to za dziwne auto, a dzieci się nie zastanawiają tylko wiedzą i już!
Przez większość niedzieli Clubi stał na dworze i z przyjemnością podglądałam zachowania mijających go ludzi. Spacerowicze przystawali, oglądali, kierowcy zwalniali albo wręcz zatrzymywali się przy samochodzie a dzieciaki wytykały go palcami i z wielce uradowaną miną oglądały. Wreszcie samochód na miarę!
Fot. Jerzy Kossowski