Tym razem nie byliśmy pierwsi, może dlatego, że nie mieliśmy najdalej…
Karczma góralska w Dziećmorowicach jest uroczym zakątkiem ze stawem i menażerią, przyzwyczajoną do ludzi.
Po odprawie ruszyliśmy w pełnym rynsztunku do walimskich sztolni.
Przewodnik był bardzo młody ale szalenie ciekawie opowiadał historię tego miejsca a ta zatoczyła dla nas koło – bo pierwsza miniakowa wycieczka za miasto była właśnie do Walimia. Od tego czasu obiecujemy sobie wycieczkę do Osówki i Włodarza 🙂
Jechaliśmy w kolumnie a trudne skrzyżowania pomagał nam pokonać pan władza. Na Rynku w Wałbrzychu przeprowadzono inscenizację historii II Wojny Światowej – oj działo się, strzelano, jeżdżono czołgiem a małe dzieci płakały…
A wojowie w tym czasie… w końcu ta wojna to nie ich „bajka”.
My zaliczyliśmy kawę i ciastko i w towarzystwie załóg z Legnicy ruszyliśmy goniąc kolumnę. Na drugim zakręcie się zgubiliśmy i jechaliśmy na czuja, który zakończył się na słynnym rondzie w Szczawnie – Zdroju. Telefony do organizatorów nic nie dały, bo nikt nie odbierał… Nie wiem jak Jurek z Kaczki dowiedział się, gdzie jest „peleton” w każdym razie to on teraz prowadził, pojechaliśmy na deptak.
Wolny czas zagospodarowaliśmy rozmowami o weteranach i grochówką.
Potem był jeszcze krótki postój i prezentacja pod Tesco i powrót do bazy. Część załóg pojechała do domu, my w towarzystwie Kaczki i Garbiego najedliśmy się specjałów w karczmie, wysłuchaliśmy dwóch koncertów by wieczór zakończyć pląsając na parkiecie. Takiej imprezy to nawet ja nie pamiętam.
W nocy zaczęło padać i rano nie było lepiej. W strugach deszczu przed dziesiątą pojechaliśmy do domu. Byliśmy niezłym spowalniaczem, bo opony i koleiny wypełnione wodą pozwalały rozwinąć prędkość maksymalną 53 km/h. Szybciej się nie dało bo auto jechało samo, gdzie chciało i znów miałam ekstremalne przeżycia za kółkiem. Na szczęście pod Wrocławiem przestało padać a i dystans 63 kilometrów nawet w najgorszych warunkach jest do przejechania.
Podsumowując piknik był fantastyczny, doskonale się bawiliśmy a za wpisowe 50 zł od załogi dostaliśmy koszulkę, bilety do sztolni i wypitkę z wyszynkiem w postaci grochówki (do woli), bigosu i kiełbas z grilla. Wiwat właściciel karczmy (który lubi, a może czuje bluesa)!