Rano znów pakowanie i w drogę. Pożegnaliśmy Balaton.
Zadowoleni, opaleni naszym „Bąblowym” majdanem przejechaliśmy przez Budapeszt…
Mam siwe włosy i głód poznawania, doświadczania świata
Rano znów pakowanie i w drogę. Pożegnaliśmy Balaton.
Zadowoleni, opaleni naszym „Bąblowym” majdanem przejechaliśmy przez Budapeszt…
Rano pakowanie i po 64 km z niewielkimi problemami dotarliśmy na kemping w Zala. Rozbicie namiotu poszło nam gładko i poszliśmy opalać się nad brzeg jeziora. Wielkie było nasze zaskoczenie, gdy zobaczyliśmy ładnie utrzymaną prawie plażę ale co najważniejsze zejście do jeziora było piaszczyste i można było tak iść ponad 500 metrów a woda sięgała od kolan po pas w najgłębszych miejscach. Tak więc nikt nie pływał tylko odbywały się „pielgrzymki” my też kilka razy sobie pospacerowaliśmy.
Kemping był najgorszy z dotychczasowych ale za to możliwość „wodowania” rekompensowała niedostatki!
Wieczorem rozpętała się burza i przemókł nam namiot, na szczęście była intensywna ale krótka i wieczorem znów delektowaliśmy się Słońcem.
Pogoda nas nie zawiodła i w towarzystwie cudownego Słońca wybraliśmy się zwiedzać pałac, muzeum marcepanu i inne lokalne atrakcje.
Zmęczenia ale i zadowoleni wróciliśmy na kemping, chcąc poplażować i wykapać się w Balatonie. Maciek zaliczył moczenie moja próba zejścia do wody zakończyła się rozciętą ręką, nogą i zmoczonym nosem – nie wiem jak to zrobiłam 😉 I tyle było pływania.
Naszą sielankę przerwał przyjazd bandy młodzieży węgierskiej, która niemiłosiernie wrzeszczała, puszczała kawałki z przed 20 lat (Bon Jovi) i balowała chyba do 3 rano. Postanowiliśmy opuścić kemping i pojechać kolejne 60 kilometrów wzdłuż Balatonu w poszukiwaniu utęsknionych plaż.
Wstaliśmy nie spiesząc się, po prawie godzinnej debacie z sąsiadującymi Anglikami poszliśmy ostatni raz objeść kemping. Sporo ekip już pojechało. My też spakowaliśmy namiot i wyjechaliśmy z kempingu – IMM 2012 był już historią. Muszę przyznać, że miejsce było doskonale wybrane i broniło się samo. Dobrze zaopatrzony, duży kemping zapewniał odpowiednią ilość toalet, umywali i prysznicy. Nie było problemów z wodą, nawet ciepłą i niczego nie brakowało. Może pomogło też im to, że nie było tak porażającej ilości miników jak w Anglii, a wydawało mi się, że nawet było mniej uczestników niż w Szwajcarii. Jedyny minus to rejestracja, której blokada spowodowała spory korek i zamieszanie. Reszta na +
Po pokonaniu „zabójczego dystansu” 66 km wzdłuż Balatonu dojechaliśmy na kemping Zala w Keszthely. Tu spędzimy 3 dni. Jak zwykle powitało nas Słońce, wybraliśmy się na spacer do Centrum. Na deptaku zjedliśmy obiad i w towarzystwie chmur, zimna i przelotnego deszczu wróciliśmy na kemping. Tam przywitało nas Słońce i wylegując się na kocu spróbowaliśmy IMMowego wina, które nas sponiewierało i jak dzieci poszliśmy spać. Przelotnie padało całą noc.
Podwójne widzenie