W sobotę wstaliśmy skoro świt, byliśmy umówieni z Pierrem. Plan był taki, że pojedziemy na dwa miniaki. Zweryfikowała go pogoda i zwarcie na światłach stopu w Bąblu. Magicznie, po przekręceniu stacyjni zapaliły się stopy i tak już zostało. Wiedział Bąbel co robi sabotując wyjazd na taki deszcz – został w garażu. Clubi na szczęście nic nie „wykręcił” i zaliczył pierwszą polską ulewę. Strasznie żałowałam, że musimy jechać w taką pogodę i szkoda mi było auta, niestety nie było innej możliwości. Koleiny wypełnione wodą okazały się dla 10 bardzo nieprzyjemne ale cała droga na szczęście nie była taka najgorsza i bez problemów dojechaliśmy do Słotwiny. Czarodziej pochwalił się rozbudowanym zakładem i wspaniałą komorą do lakierowania, nowymi projektami i ciekawymi samochodami. Powrócił temat deski, teraz pojawiły się gwoździe i skóra 🙂 Clubi został dokładnie zlustrowany i obmacany. Odbiór w sobotę – spróbujemy znów wziąć Bąbla, może tym razem się uda.
Akurat w tym czasie rozgrywany był Rajd Świdnicki – Krause. Mijaliśmy po drodze rajdówki na lawetach i sporo znajomych, którzy jechali na odcinki kibicować.