Przyjechaliśmy chwile po dziewiątej do punktu rejestracji w Tarnowskich Górach zaliczając po drodze jazdę pod prąd za mercedesem, który jechał przed nami. Rynek jak zwykle okazał się za mały na 109 pojazdów, które przyjechały na paradę.
Na miejscu spotkaliśmy Mirkę i Artura. Po krótkiej prezentacji przed sceną, zgarnięciu dwóch dziesiątek w ocenie elegancji i postoju w okolicach rynku pojechaliśmy w kolumnie do Bytomia. Wkurzyłam się na dwóch kierowców samochodów marki Warszawa, którzy nie dość, że bezpardonowo łamali wszelkie przepisy to jeszcze wszędzie się wpychali. Po niezłej zadymie przy wjeździe na bytomski rynek przez próbę wody, którą zaliczyliśmy płynnie – jeździe slalomem z kubkiem wypełnionym wodą trzymanym przez pilota, wreszcie na dłużej zaparkowaliśmy auto. Miniak jak zwykle wzbudzał zainteresowanie i był oblegany przez dzieciaki.
Pokrzepieni naszym ulubionym bograczem zgodnie z programem udaliśmy się do Opery Śląskiej. W pięknej sali po poczęstunku odbyło się wręczenie nagród i zakończenie zlotu. Zostaliśmy wyróżnieni II nagrodą i do domu wróciliśmy z WIELKIM pucharem.
Parada była inaczej zorganizowana niż w zeszłym roku, brakowało mi zwiedzania, miejsce do próby też nie było za szczęśliwie wybrane – auta tarasowały przejazd, korkowały ulicę i ruch tramwajowy. Jednak mimo wszytko uważam ją za świetnie zorganizowaną i bardzo udaną. Bytomska parada jest żywym dowodem na to, że jak się chce to można przygotować wspaniałe spotkanie zabytkowych aut a my za rok stawimy się na niej obowiązkowo.