Wrocławska Liga Time Attack

Pierwsza eliminacja WLTA za mną. Tradycji treningów stało się zadość i zajęłam ostatnie miejsce. Wynik z góry był przesądzony, bo co może mini w klasie do 1600. Jeden bieg mnie jednak zaskoczył bo byłam przedostatnia 🙂
Na początku nie obyło się bez bałaganu ale Mikołaj szybko sobie z nim poradził i z każdą godziną zawodów było lepiej. Jeździliśmy według nadanych numerów startowych i w ciągu trzech godzin naprawdę sporo było przejazdów biorąc pod uwagę ilość zawodników.

Co do moich przejazdów… Jeździłam na „cywilnym” secie, bo rajdówki muszę oszczędzać na NLC. Jak to się mówi „człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego” – byłam zaskoczona ich słabym trzymaniem w zakrętach. Do tego na przedostatnim przejeździe popełniłam błąd na zakręcie i kolejnego już nie wyrobiłam wbijając się w sporą stertę opon. Oczami wyobraźni widziałam już zmasakrowany przód miniaka, tym bardziej, że techniczny podał mi z trawy srebrną listewkę. Już po grillu. Wysiadłam i okazało się, że urwałam tylko rejestrację. Jeszcze chwilę mocowaliśmy się z oponami, które utkwiły pod miniakiem, po ich wyjęciu pojechałam dalej.

P.S.
W ODTJ poznałam Hołowczyca i jego czarną bestię Nissana GT-R SpecV. Rajdowiec zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie.