Sporo aut pojechało już wczoraj, my dziś rano zwinęliśmy nasz namiot i wyjechaliśmy z IMMa na naszą „wielką szwajcarską trasę”. Na dzień dzisiejszy mieliśmy zaplanowaną trasę przez Bulle, Lozannę, Morges, Nyon do Genewy gdzie mieliśmy zarezerwowane miejsce na kempingu.
Miesiąc: czerwiec 2011
IMM 2013 i 2014
Są już znani organizatorzy kolejnych IMMów:
– w 2013 roku – Włochy zorganizują go od 17 do 20 maja w Mugello valley. Już sprawdziliśmy z Maćkiem mamy do pokonania 1345 km.
– w 2014 roku znów zawitamy do Anglii, na co bardzo się cieszę. IMM będzie nietypowo w sierpniu – od 1 do 4 w Hrabstwie Kent.
Wszystkie dorgi prowadzą do Lenku
Śniadanie podobne do tego w Niemczech – buła, ser i wędlina. Wybraliśmy się w góry tym bardziej, że pogoda znów dopisała. Upatrzoną trasą z wycieczki do Lenka zaczęliśmy się wspinać stromym zboczem, co jakiś czas musieliśmy pokonywać specjalne furtki zrobione w ogrodzeniach pastwisk. Zdobyliśmy wspaniały wodospad i postanowiliśmy sobie skrócić drogę na dół idąc przez środek łąki a tu niespodzianka usłyszeliśmy ostrą reprymendę od tubylca, że po trawie się nie chodzi. Skruszeni wróciliśmy na szlak i skrupulatnie się go trzymaliśmy choć czasami wyglądał jak ścieżką wydeptana przez krowy i takim sposobem wylądowaliśmy w Lenku.
Thuner i Brienzer See
Rekord został pobity – wstałam o piątej czterdzieści i poszłam atakować prysznic. Woda na mycie głowy okazała się za zimna i razem z poznaną Angielką (we wspólnej niedoli) umyłam głowę w umywalni. Do namiotu wracałam już w deszczu. Zdecydowaliśmy się wybrać na polecaną na IMMie trasę widokową ale po rozmowie z organizatorami okazało się, że słynna pętla 100 km tak naprawdę liczy ponad 300 (bo trzeba jeszcze dojechać do tej pętli). Zdecydowaliśmy z Maćkiem zmodyfikować trasę i pojechać dookoła jezior Thuner i Brienzer (runda ponad 200 km). Na początku towarzyszył nam deszcz ale przy drugim jeziorze wypogodziło się i co najważniejsze przestało padać. Zaparkowaliśmy na parkingu za miasteczkiem tak by uniknąć płatnych parkingów i poszliśmy zwiedzać.
Spotkaliśmy też taki rodzynek… i nie mogłam się oprzeć i musiałam zaparkować obok.
Lenk
Pobudka o szóstej ale ze względu na balety do późnych godzin nocnych naszej ekipy z Polski (przyjechali po dziewiętnastej) pospaliśmy do siódmej trzydzieści. W nocy już nie mogłam słuchać narzekań Marzeny i opowieści jak to się zepsuł jej silnik w mini. Współczułam jej ale co za dużo to nie zdrowo. Zostawili auto 400 km od celu i zabrali się z resztą ekipy z Polski. Adam nie omieszkał nam wypomnieć, że jechaliśmy sami. Nie wiem ile razy mam mu powtarzać, że po doświadczeniach z Holandii nikt mnie już nie namówi na jazdę w grupie.