Już bez żadnych niespodzianek dotarliśmy do domu. Pogoda po nocnej ulewie w Plauen zrobiła się „drogowa” czyli nie za ciepło, nie za zimno, bez palącego Słońca, więc jechało nam się przyjemnie. Jeszcze kontrolnie pilnowaliśmy spalania ale utrzymywało się na normalnym poziomie. Po południu zajechaliśmy brudnym, wymęczonym ale na własnych kołach Amberkiem.
Ja zajęłam się rozpakowywaniem a Maciek nie mógł wytrzymać i rozkręcił dach. Po dwóch godzinach walki cały umorusany samarem ale i zadowolony oznajmił mi, że zreperował dach i „chodzi nawet lepiej niż poprzednio”. Wypadła jedna rolka, brakowało tez kilku śrubek.
Z wyprawy Amberkowi pozostał na pamiątkę krowi dzwonek jak na prawdziwego Szwajcara przystało, nosi go dumnie na lusterku (serce zostało wyjęte tak by nie dzwonił na wspaniałych polskich drogach). A my już czekamy na IMM 2012 i planujemy wyprawę dookoła Balatonu.
P.S.
Motocaina – podróż – zapowiedź