Sporo aut pojechało już wczoraj, my dziś rano zwinęliśmy nasz namiot i wyjechaliśmy z IMMa na naszą „wielką szwajcarską trasę”. Na dzień dzisiejszy mieliśmy zaplanowaną trasę przez Bulle, Lozannę, Morges, Nyon do Genewy gdzie mieliśmy zarezerwowane miejsce na kempingu.
Ruszyliśmy w towarzystwie mżącego deszczu krętą drogą przez szczyt Junapass. Wjeżdżając w rejon Jeziora Genewskiego przywitało nas słońce i winnice na zboczach wzniesień. Mieliśmy zamiar stanąć w jednej z malowniczych miejscowości na zakupy w sklepie ale okazało się, że dzisiaj są Zieloneświątki i wszystko jest zamknięte. Dojechaliśmy do Genewy. Odwykłam już od ruchu i dużego miasta. Oboje z Maćkiem byliśmy bardzo podenerwowani ale udało nam się przejechać centrum i dotrzeć na obrzeża miasta gdzie był nasz kemping. Niewielki ale cudownie położony nad jeziorem w mojej skali oceny kempingów dostał maksymalną ilość punktów – 5. Blisko centrum ale na uboczu, w zacisznym miejscu z wspaniałym zapleczem sanitarnym, darmowymi bus pasami na wszystkie autobusy Genewy, plażą i gniazdem łabędzia z jajem jako ekstra dodatek. Do tego czaple, małe kaczuszki i nawet najwyższa cena – jaką do tej pory zapłaciliśmy za kemping 30 Fr nas nie zniechęciła. Wykorzystując bus passy pojechaliśmy zwiedzić Genewę. Spenetrowaliśmy całą starówkę, promenadę i plażę. W drodze powrotnej w oczekiwaniu na autobus kursujący co 30 min przez święto liczyliśmy przejeżdżające DB, Abarthy, Lamba i Ferrary bo Porsche jest tam tak popularne jak u nas Sej 🙂
Zmęczeni ale i zadowoleni po odświeżeniu się w „boskich” prysznicach wieczór spędziliśmy nad brzegiem Jeziora Genewskiego.