Wyjechaliśmy trochę wcześniej niż planowaliśmy. Na miejscu naszego postoju – kempingu byliśmy koło czternastej. Oczywiście po drodze nie ominęły nas przygody. 300 km od Wrocławia zepsuł nam się dach. Otworzyliśmy go i już nie mogliśmy zamknąć, na szczęście szpara nie była duża. Jak zwykle w takich przypadkach piękna słoneczna pogoda się popsuła przyszły chmury i zaczęło padać, nawet ulewnie. Maciek ratował sytuację zakrywając otwór ręką. Na szczęście opady nie trwały zbyt długo. Na kempingu ponad dwie godziny walczyliśmy z dachem. Zerwaliśmy cała podsufitkę by stwierdzić, że śrub nie da się odkręcić. Po zaciętej walce udało nam się go w końcu zamknąć. No i mam swój wyjazd z bajeranckim otwieranym dachem. Teraz będzie zamknięty aż do naszego powrotu.
Zrobiliśmy sobie zasłużony obiad i poszliśmy na spacer wzdłuż jeziora. Na niebie znów zaczęły zbierać się
chmury i gdy dotarliśmy do namiotu zaczęło już kropić. Przeszła kolejna ulewa. Poszliśmy spać trochę przeszkadzały nam w tym niemiecka impreza z muzyką Latino i szum pobliskiej autostrady.
Dzień: 2011-06-08
Ruszamy!
Amberek zapakowany, ledwo się wszystko zmieściło. Ruszamy!