Tipitown

Miniaki odwiedziły indiańską wioskę Tipitown. Nasze autka pasowały tam jak kwiatek do kożucha – jeden miniak spełniał tylko kryterium indiańskie…

Na miejscu spotkaliśmy się z Michałem, który w zasadzie czekał tylko na nas, zrobił zdjęcia miniakom i pojechał. My zostaliśmy jeszcze dwie godziny. W drodze powrotnej urwał mi się wiatrak od wentylatora. Stanęliśmy pod lokalem gdzie właśnie odbywało się wesele i goście weselni kibicowali naszym zmaganiom. Po zdiagnozowaniu usterki pojechaliśmy dalej do domu. Auto mocno grzało się tylko na światłach, na szczęście korków nie było, tam gdzie mogłam jechać bez zatrzymywania się auto ładnie się schładzało nawet mimo 30 stopniowego upału. W domu Maciek odkręcił koło i okazało się, że puściły nity mocowania wiatraka, na szczęście odrywający się wiatrak nie uszkodził chłodnicy tylko trochę przetarł karoserię i skrzydła. Po zamocowaniu wiatraka na nowych śrubach wygląda na to, że wszystko już jest w porządku. Przez chwilę znów pojawiły się wątpliwości którym autem pojedziemy do Szwajcarii. Dobrze, że mamy możliwość wyboru 🙂