Z wizytą u Panharda

Dziś odwiedziliśmy Panharda CT24. Auto jest bardzo oryginalne i unikatowe. Niestety ten egzemplarz lata świetności ma za sobą i potrzeba dużo pracy, żeby wyglądał tak jak należy.

Mój zachwyt wzbudziła deska z pięknymi zegarami, kierownicą słusznych rozmiarów i niesamowita lampka „na wysięgniku” pozostałość po rajdzie Monte Carlo i pierwszym miejscu 😉
i oczywiście fakt, że patrząc na auto z boku przód i tył są takie same…

Okazuje się, że przez Polskę przejechała kawalkada czterech panharów…
Relacja

Z przymrużeniem oka

Po powrocie z „Grunwaldzkiej” eskapady Amberek został poddany gruntownemu suszeniu. Maciek pieczołowicie rozebrał środek i niezmiernie przejęty próbuje ustalić skąd się woda bierze. Ja oddaje się nowej Manii:
Rally Costa Brava Historicos
ewentualnie deliberuję o oryginalnym „sercu” syreny sport
lub planuje nowe trasy do przejechania.

P.S.
Wkrótce nastąpi zmiana wyglądu bloga – wreszcie bo denerwuje mnie ta „partyzancka” grafika i kolory oraz zamierzam wprowadzić szczegółowe opisy przeprowadzanych napraw i innych „ulepszeń”. Może ktoś skorzysta z tych informacji… no i może pojawi się trzeci milusiński…

i na koniec zachęcam do lektury 😉
Do Serbii ukochanym Mini

Mini Zlot Arkady

Okresowo trzeba dwa miniaki przewietrzyć w tym samym czasie. Tak było w poprzednią niedzielę – parking Arkady Wrocławskie.

Zielony już „na nogach” tfu … kołach. Wymienione łożysko (lewe, czy prawe ?? nieważnie – to uszkodzone, pompa wody wraz z płynem chłodniczym oraz końcówki przewodów podciśnieniowych i nawet zaczął ciszej silnik pracować (pisze to w odniesieniu do trzeciego upgrade’u)

na razie tyle.

P.S.
zaszalałem – to mój trzeci wpis na blogu 😉

Może jednak nie nad morze

Pojawił się anons o III zlocie „Może nad morze”. Przyznam, ze z niecierpliwością na niego czekaliśmy. W tamtym roku musieliśmy odpuścić ze względów rodzinnych a mając w pamięci I zlot, który uważam, że był najlepiej zorganizowanym zlotem w Polsce bardzo chcieliśmy pojechać w tym roku. Niestety, sromotnie się zawiodłam, a to powody zawodu:
1. Miejsce zostało zmienione z wyspy Sobieszewskiej na kemping miedzy Władysławowem a Chałupami. Osobiście nie cierpię Władysławowa i razem z Maćkiem obiecaliśmy sobie więcej tam w życiu nie jechać.
2. Poważnie obawiam się o komunikację, to znaczy w sezonie żeby wjechać na półwysep i z niego wyjechać średnio stoi się w korku 1,5. Co prawda zlot jest we wrześniu ale w jego pierwszym tygodniu i też zalicza się do sezonu.
3. Koronnym argumentem na nie są warunki „mieszkaniowe”. Do dyspozycji są przyczepy kempingowe i „apartamenty” w domkach ale tylko czteroosobowe. Chyba się starzeję ale taka integracja mi nie odpowiada. Ćwiczyłam to w Serbii w ubiegłym roku i to był ostatni raz. Nie mam nic przeciwko przyczepom kempingowym, namiotom czy nawet szałasom byle były dwuosobowe.
Zaczęłam więc desperacko szukać możliwości noclegu w innym miejscu, najwyżej byśmy dojeżdżali do reszty. Ale po chwili zastanowienia i kalkulacji kosztów na zimno muszę przyznać, że moja ogromna chęć wyjazdu w ciepłe strony w opcji All zwyciężyła. Tak więc miniak zostanie w domu razem z pisakami, które miały zobaczyć w tym roku morze a my polecimy wygrzewać się w obcych krajach.

Zdjęcie Abanga Rare – mojego znajomego z Kuala Lumpur, niestety TAM miniakiem się nie wybieram a szkoda…
Na wrzesień mamy zaplanowaną wycieczkę miniakiem do Czech 🙂