Dziś od rana mocno padało. Na śniadaniu dowiedzieliśmy się, że Grecy odjeżdżają, na parkingu, że Węgrzy i Słoweńcy też. Pożegnania trwały długo, my wybieraliśmy się na Belgrad tur autobusem. Zabraliśmy się z Balazsem bo też jechali do centrum. Wjechaliśmy na parking podziemny a tam fury Greków! Na przestanku okazało się, że też jadą na tour 😉 Razem więc czekaliśmy grubo ponad rozkład. Po nieudanych próbach skontaktowania się z operatorem daliśmy za wygraną. My poszliśmy do centrum a oni do kawiarni. Spory kawałek już przeszliśmy gdy zobaczyłam „nasz” autobus jadący na przestanek. Puściliśmy się z Maćkiem biegiem po drodze krzycząc do Greków, że autobus jedzie. Po zbiorowym maratonie udało nam się dotrzeć na przystanek przed autobusem i ruszyliśmy na naszą upragnioną wycieczkę. Było trochę zimno i mokro ale ciekawie.
Po wycieczce odebrał nas Vladimir i zabrał na lunch. Wszyscy już byli – Słowacy też. Posileni znów się żegnaliśmy, życzyliśmy dobrej i bezpiecznej drogi i obiecywaliśmy kiedy znów się zobaczymy. Odjechali Grecy, Słoweńcy z Zagrzebianami. My zostaliśmy jeszcze chwilę i w końcu odprowadzeni przez Igora przyjechaliśmy do hotelu a tu na parkingu Słoweńcy, Jeff i Zagrzeb. Okazało się, że Gregorowi pękł rozrusznik. Po szybkim serwisie pod plakatem minijady po trzecim pożegnaniu ruszyli w trasę. My na shopping papryczek, brzoskwiń i pysznego tutejszego chleba a potem do bąbelkowej wanny 🙂
Minijada zakończona. Jutro rano my wracamy do domu.