Śniadanie w badziewnym hotelu było miłym zaskoczeniem: bufet smaczny i był nawet wybór 🙂 Posileni ruszyliśmy w trasę. Zostało tylko 400…
Jechało się nam bardzo dobrze. Podzielenie tej trasy z noclegiem w Budapeszcie okazał się strzałem w dziesiątkę. Zostaliśmy trochę przystopowani na granicy Unii. Kolejka była dłuższa niż w zeszłym roku.
Nas jak zwykle nawet nie sprawdzali w budce paszportowej urzędnik z euforią mówił o aucie a celnik nawet nas nie sprawdzał tylko z rozbawieniem machnął ręką i tak byliśmy już w Serbii. Od zeszłego roku wybudowali kilka odcinków nowej autostrady i bardzo przyjemnie się teraz jedzie. Prace na drodze nadal trwają ale szczególnych utrudnień w ruchu nie ma.
Bezproblemowo dotarliśmy na „nasze umówione” miejsce.
Przyjechał po nas Vladimir i jaka niespodzianka – razem z Arisem. Po gorącym powitaniu ruszyliśmy za nimi do hotelu.
Tym razem hotel okazała się rewelacyjny, widać z jego okien Awalę a w pokoju oprócz toalety jest olbrzymia wanna z hydromasażem 🙂
Uzupełnię tylko wpis i zmykam integrować się z minimaniakmi.