Już w domu, po zlocie. Uważam, że był bardzo udany, może przez to, że nie był tak bardzo zorganizowany i mogliśmy zwiedzać i robić co chcemy. Spotykaliśmy się koło 18 na kolacji.
W sobotę pogoda znacznie się poprawiła – świeciło słońce ale było mroźno. Po śniadaniu znów wybraliśmy się do Zakopanego. Gubałówka, Krupówki, skocznie.
Załapaliśmy się nawet na Kontynentalny konkurs w skokach babek na średniej skoczni. Wygrała Austriaczka 🙂
Na żywo skocznia wydaje się bardziej przerażająca a prędkości są większe.
Wieczorem mieliśmy kulig, co prawda bryczkami ale zawsze… Po drodze widzieliśmy kulig saniami, które na zakręcie wywróciły się z pasażerami w środku.
Podsumowując: zlot uważam za udany, szkoda tylko, że tak mało było osób i Miniaków. Tymi autkami przyjechały osoby nie należące do klubu!
Na koniec klubowicze trochę mnie wkurzyli bo chcieli przesunąć śniadanie z 9 na 10 bo ONI chcą się wyspać. Powiedziałam, żeby wzięli pod uwagę jakim autem przyjechaliśmy. Kurcze oni widzą tylko czubek swojego nosa, najpierw na zlot mini dla wygody przyjeżdżają wypasionymi autami z klimą a potem marudzą na „wczesną porę” śniadania. Ugh! Na szczęście „oliwa sprawiedliwa” i nie przesunęli śniadania bo w ośrodku organizowano chrzciny.
Na koniec lokalny folklor na Gubałówce 😉