Rano śniadanie – dwa rychliki, dopychamy się chlebem. Monsterk pożycza nam igłę na nasze wczorajsze problemy – pierwszą testujemy ABD. Ustawiamy auto na starcie, który opóźnia się godzinę. Dopada nas właścicielka domu i pyta czy spaliśmy w pokoju bo nie widziała auta i bardzo się martwiła. Wytłumaczyliśmy jej, że auto zostawiamy pod hotelem gdzie jest zlot. Bardzo miła pani. Jako jedni z pierwszych ruszamy na trasę. Najpierw próba rajdowa i w trasę.
Pogoda dopisuje. Po drodze rozwiązujemy zadania, dobrze opracowany itinener – nie mam problemów z czytaniem trasy. Zwiedziliśmy bunkier – dojechaliśmy do niego jako pierwsi. Zbudowali go w 1939 w 10 dni! Widzieliśmy piękną tamę na Orlicy i nawet przez nią przejechaliśmy. Na rajdzie towarzyszyły nam malownicze widoki. Dotarliśmy do miasteczka – na końcu trasy. Po dokładnym przejrzeniu materiałów okazało się, że powinniśmy jechać 4 godziny. Nam brakowało około 40 minut – za szybko pokonaliśmy trasę. Zastanawialiśmy się chwile co robić- doszliśmy do wniosku, że jedziemy. Odpowiedzieliśmy na pytania – na chybił trafił – tylko pieczątki mieliśmy wszystkie pozbierane. Na mecie zameldowaliśmy się o 15.20. Maciek rajd zakończył epilogiem w postaci „odwrotnego” roweru. Wyluzowani poszliśmy na nasz standardowy obiadek. Auto spisywało się znakomicie na nowej igle. Doskonale pokonywało górskie serpentyny i pędziło na „speedzie” do przodu. Wieczorem popiliśmy świeże piwo z Miniaka (prywatny browar z Czech) i nie dotrzymaliśmy do ogłoszenia wyników. Poszliśmy do „nas na górę”.