Wstaliśmy o piątej, wyjechaliśmy przed szóstą (po drodze jeszcze bankomat). Jechaliśmy standardową trasą, uważam, że jest znacznie lepsza od alternatywnej przez autostardę. Pogoda nawet, nawet – nie pada, temperatura przyjemnie chłodno. Dojechaliśmy przed 11 – w Wawie nawet bez korków. Miejsce postoju budynek KC – Miniaki stoją schowane na placu w środku. Zimno i zaczyna popadywać. Mało nas, ale południe górą.
Organizacja słabiutka. Rozpadało się na dobre, szwendamy się tu i tam. Nic się nie dzieje, ludzi jak na lekarstwo. Poszliśmy całą paczką na obiad. Obstawiałam Sfinksa ale Ania przegłosowała na Rodeo Drive. Porażka. Nie dość, że za trzecim razem trafiam z zamówieniem (innych nie było) to porcje małe (sałatka mikroskopijna) i średnio smaczne. Never again. Obejrzeliśmy samochody rajdu „Stare jak nowe” na Krakowskim Przedmieściu. Ludzi mimo deszczu dużo. Stanowczo Ci od organizacji BMW są bez polotu, zupełnie inaczej gdyby załatwili ustawienie aut właśnie na tym deptaku. Po południu się rozkręciło. Odebraliśmy pasy i emblemat od Gawy i ustawiliśmy się do parady. Oczywiście bez asysty policji. Towarzyszył nam piętrowy autobus. Poruszaliśmy się w żółwim tempie – zakaz jeżdżenia na czerwonym. Zaczęło się tasowanie stare/nowe i trochę rozruszała się kolumna. Pod koniec wylądowaliśmy ze dwa auta za prowadzącym. Po przyjeździe na miejsce były życzenia, lampka szampana, tort i vip’y. Namierzyliśmy Piroga, Baczyńską i Adamka. Ten ostatni perfidnie pozował koło nowego modelu cabrio – komercha, ech. Maciek przymierzał się do limitowanej edycji na 50 – kolor gorąca czekolada z cynamonem. Fura bardzo mi się podoba – cena już gorzej 122 000,00. Po 18 wróciliśmy do hotelu – w strategicznym momencie zadziałał GPS. Hotel Etap – daje radę. Doszliśmy do wniosku, że jest to fajne miejsce do zatrzymywania się o ile nie znajdzie się czegoś tańszego. Wieczorem wyszliśmy na umówione spotkanie – nikogo nie było, poszliśmy się po szlajać po Wawie. Wróciliśmy do hotelu. Maciek prowadził nocne rozmowy z kierownikiem.