Ruszamy. Obiecaliśmy sobie lajcik, wstajemy, z psami, śniadanie i odjazd. Zdenerwowanie mija z każdym kilometrem. My mamy dobrze wyjazd z Polski „luksusową” A4 – inni tego nie mają. W Niemczech spory ruch, jedzie się dobrze. Drogi świetne, dobrze oznakowane. Wieczorem docieramy na kemping- trafiliśmy bez większych problemów. Gorzej z dostaniem się – szlaban zamknięty dzwonimy i przez dobre kilka minut nic.
W końcu w recepcji pojawia się Pani, załatwiamy formalności. Kemping bardzo mi się podoba, dużo zieleni, ładne zaplecze zaraz koło kanału. Rozbijamy namiot i idziemy się myć. Prysznic kosztuje 0,50 E więc w ramach oszczędności idziemy razem. Maciek ląduje ze mną w damskim, stoję na czatach. Na szczęście byliśmy sami . Przyrządzamy obiadek, oglądamy film i idziemy spać. Całą noc szumi morze – czyli okazuje się, że jesteśmy blisko ruchliwej drogi – zresztą tej z której przyjechaliśmy.