Często mi się zdarzało przeglądać strony www z ogłoszeniami o sprzedaży miniaków. Oglądając nowo wystawione auta wydało mi się, że Mirka wystawiła swojego Chelsea. Powiedziałam o tym Mackowi i wieczorem zaczęliśmy szukać jej aukcji. Weszliśmy w zakończone bo nigdzie nie mogliśmy jej znaleźć i naszym oczom ukazała się aukcja Bartka britisha – był uszkodzony. Bardzo się tym zdenerwowałam, poprosiłam Macka żeby zadzwonił do Bartka i spytał czy i komu sprzedał. Szkoda mi było autka. W sobotę przy grillu Maciek zadzwonił i okazało się że nie sprzedał ale ma kupca. Co prawda niezbyt mu się podoba i jak chcemy to nam chętnie sprzeda. Cała się trzęsłam. Na podjęcie decyzji mieliśmy pół godziny. Okazało się, że auto stoi u Adam S., a Adam T. je widział po stłuczce. Wjechał w nie motocyklista, było na chodzie tylko przód miał uszkodzony: maska, zderzak, nadkole. Maciek wisiał na telefonie i deliberował z Adamami na temat uszkodzeń, warto brać auto czy nie. Mi kręciło się w głowie i nie wiedziałam co robić.
* cena była na naszą kieszeń (dzięki stłuczce),
* ale w zasadzie po co nam drugie mini,
* ale to było TO mini,
* mój faworyt
Decyzja zapadła BIERZEMY, zadzwoniliśmy do Bartka i umówiliśmy finalizację zakupu.
Kupiliśmy auto bez jego oglądania tylko na podstawie naszych wspomnień z jego wyglądu na zlotach i zdjęć po stłucze przesłanych przez Bartka.
Auto zostało prezentem dla mnie na 10 rocznicę ślubu 🙂