Niedaleko od Brukseli w Lier w niepozornym hangarze mieści się świątynia Abartha i żywe muzeum.
Nazwałam tak to miejsce z kilku powodów. Wchodząc do środka poczułam się jak Alicja w krainie czarów. W środku przywitał mnie przesympatyczny właścicieli i zostałam zaczarowana – dookoła widzę piękne Abarthy, ale to nie tu zaczyna się moja podróż, wchodzimy do wielkiej hali gdzie jak okiem sięgnąć stoją samochody, szybko jednak ją mijamy i za kolejnymi drzwiami znajduje się trzecia hala – największa, tu samochody stoją też na pólkach i wiszą na ścianach niczym w magicznym sklepie. Zostaję sama i penetruje metodycznie pomieszczenie, auto po aucie. Z radością odkrywam Nyskę (o nie jeszcze wspomnę) i 3 Miniaki w tym ślicznego Coopera z tajemniczym CS na szybie, jest też Skoda z Czech, pokaźna kolekcja Autobianchi, kilka 500 w tym pickup, fiaty terenowe…
Wracam do drugiej hali tu podziwiam Moskwicze, Poloneza i team Polskiego Fiata – Guy kolekcjonuje całe zespoły rajdowe, jest więc i samochód techniczny – Fiat kombi i właśnie Nyska jako serwis car, team rajdowy Guya, Lambo, które stoi do serwisu, magiczny Fiat 125, któremu mogłam się dokładnie przyjrzeć, Fiaty X 1/9 i można by tak wymienić i wymieniać, Maserati biturbo, Multiple, także w wersji Beach car…
Można spokojnie oglądać, zaglądać do wnętrz, obejść i przyglądać się szczegółom – delektować się pięknem motoryzacji i w tym leży całe sedno tego muzeum. To nie jest muzeum dla zwykłych ludzi tylko dla pasjonatów, którzy docenią sposób prezentacji a raczej jego brak i nieskrępowane obcowanie z autami. Wracam do głównej części przy wejściu, tam schodami udaję się na piętro skąd można podziwiać drugą halę i umieszczone ekspozycje 1001 drobiazgów Abartha.
Na dole jest bar, sala projekcyjna biblioteka z kilkoma książkami w języku polskim z dominującym autorem Sobiesławem Zasadą.
Tutaj rozmawiamy o naszej pasji. Guy oddaje się jej ponad 30 lat, zgromadził ponad 120 samochodów z czego 80 jest na sprzedaż. Śmieje się, że jak sprzeda auto zaraz kupuje następne i tak w zasadzie ma stałą liczbę „eksponatów”. Niedawno sprzedał Coopera, jednego z pierwszych jakie wyprodukowano, po 30 latach poszedł do Niemiec.
W Lier muzeum funkcjonuje od 2007 roku i myślę, że to wymarzone miejsce, nieco na uboczu w urokliwej okolicy małego belgijskiego miasteczka.
Świat jednak jest mały bo od słowa do słowa okazuje się, że mechanikiem jest Czech który należy do praskiego klubu Mini i bywa na IMM-ach i na Narozach. Idziemy do niego, właśnie szykuje Ładę Niwę na rajd Paryż Dakar, rozmawiamy, mini maniacy są wszędzie ….
Właściciel nie ma dużych wymagań w stosunku do samochodów – jego ulubionym autem do codziennej jazdy jest Lada, do wyścigów Fiat 131 a na co dzień i tak jeździ „nową” Multiplą – jest duża i wygodna mówi.
Rozmawiamy o startach w wielkich klasykach – Classic Boucles de Spa (bierze udział jego 6 aut), RMCH (może w 2015 roku wystartuje ale ma niepochlebną opinię – to już kolejna osoba…) i wreszcie o Fiacie z Polski – Fiat Abarth 124 group IV Jaroszewicza, którym brał udział w 2012 w Rally Giants w Polsce.
Ma zaproszenie na polski Rajd Historyczny i może się zdecyduje w przyszłym roku, jak mówi jego grafik zawsze jest full i musi dzielić czas miedzy „żywe muzeum” a starty. W 2014 we Francji współorganizuje zlot Abartha, my oczywiście mamy go w planach – współczesne samochody z pod znaku skorpiona też są mile widziane. Ja w każdym razie „ostrzę oczy” na piękne klasyki – tylko czy po obejrzeniu tej kolekcji jeszcze coś mnie zadziwi?
Mogłabym tak słuchać bez końca, bo Guy oczarował mnie swoją serdecznością, miłym usposobieniem i wielką pasją.
Dostałam skrzydeł i cieszę się, że to nietypowe muzeum jest tylko dla wtajemniczonych, bo może zbyt otwarty i dostępny jego charakter mógłby zachwiać serdecznością właściciela, a może się mylę? Może właśnie zarażałby „opornych” miłością do pięknych, rasowych, sportowych samochodów? W każdym razie dla motomaniaka Muzeum Abarth Guya Moerenhout’a to pozycja obowiązkowa.